Do restauracji w Bytomiu przyszoł taki fajny młodzik. A w kącie siedzieli przy piwie górnicy. No i ten młodzik pyto sie kelnerki czy może dostać dwa kreple, no ale on pedzioł po gorolsku "pączki". I ta kelnerka przyniosła mu te pączki. A on jej na to:
- Za te dwa pączki
Całuję panią w rączki.
To spodobało się kelnerce i pyto go czy by jeszcze czegoś nie chcioł.
- No to dwa ciasteczka proszę. - Kelnerka przyniosła a on jej tak:
- Za te ciasteczka
Całuję panią w usteczka.
A ci górnicy przy piwie to ino słuchali, ale jeden nie wytrzymoł i pado na głos:
- Panie, a możebyście se i zupę obsztalowali!

Młoda dziołcha wleciała uradowano do izby i pado:
- Babko, pamiętocie wy jeszcze jak wos kto pierwszy roz pocałowoł?
- Coś ty, jo już nawet tego ostatniego nie pamiętom.

Roz jechała jedna baba tramwajem do Chorzowa. Konduktorka pyto ją kaj jedzie?
- Do Chorzowa - pado baba.
- Do Starego? - pyto konduktorka, no bo to i Stary Chorzów jest.
- Nie! - pado baba, - do Emy prać.

Roz spotkało się trzech kolegów. Wypili se i terozki stoć musieli na przystanku, żeby do dom zajechać. No i ten jeden tak prawi:
- Jakby tak stoła tu moja staro, to by przez drzwi do tramwaju nie wlazła, bo tako jest grubo.
- To jeszcze nic - pado ten drugi. Jakby tu stoła moja staro, to by sie ani tramwaj na szynach nie zmieścił. Przecież jak idę z nią do teatru to kupuję trzy bilety, bo jeden stołek jej nie styknie.
- To jeszcze nic - pado ten trzeci - moja baba jest i tak grubszo. Mo taki fajny stanik, to jak jo go zaniósł do pralni, to mi padali "namiotów do czyszczenia nie przyjmujemy".

Na jednym odpuście był bardzo wielki ścisk. No i jednej starej babie ukradli w tym ścisku pieniądze. A miała je w kiecce w kabzie. Przyszła zatem z płaczem do proboszcza i prosi, coby proboszcz z ambony wygłosili i sumienie złodziejowi skruszyli. No ale farorz ją naprzód pytają:
- A nie zmiarkowaliście nic jak wom tam kto ręka wsadzowoł?
- Ja! - pado baba. - Zmiarkowałach, ino myślałach że to w dobrych zamiarach.

- Ty Zeflik, wczoraj żech sie dopiero w Krakowie dowiedzioł jako jest różnica między teściem a teściową.
- No to powiedz mi gibko!
- No ta, że teść przychodzi z wizytą a teściowo na wizytację!

Idzie trzech króli do żłóbka. Na progu stajenki jeden z nich sie potknął i krzyknął :
- O, Jezu !
Słysząc to Maryja trąciła Józefa łokciem i pedziała: No i widzisz - to jest imię - "Jezus" , a nie jakiś tam Stefan...

Roz na dole górnicy chcieli se w karty pograć. Nie mieli jednak pieniędzy i umówili sie, że zamiast pieniędzy to se w gębę strzelą. No i dobrze. Teroz tasują już karty a tu jeden prask w pysk, tego co tasowoł.
- Pierona! Co robisz? Dyć żech jeszcze ani dobrze nie pomieszoł?
- No ja, ale przecę trzeba coś zawsze na początek dać do banku nie!?

Roz szoł chłop ze swoją babą a oboje coś nieśli.
- Jadwiżko, nie mosz za ciężko?
- Nie.
- A nie obijo ci ta torba kolan?
- Nie.
- A nie wdziero ci sie to trzymanie w rękę?
- Nie.
- No to zamień sie ze mną.

Józik spotyka w restauracji Masztalskiego i szepcze mu na ucho:
- Ty, znowu ktoś jest u twojej żony.
- Pierona! Już nie wytrzymom!
- Bierz moją laskę i leć - radzi kamrat.
Masztalski wchodzi po chwili do chałupy i choć ciemno, wyraźnie widzi, że spod kołdry wystają cztery nogi. Wali na oślep laską po nogach, a potem wyżej i wyżej... Opamiętał się dopiero w kuchni, gdy przy piecu zobaczył żonę.
- Przywitałeś się już z teściami? - pyta żona. - Bardzo zdrożeni przyjechali i żech ich w naszej sypialni położyła...

- Takiś niedobry dla mnie, Masztalski - mówi teściowa - ale mógłbyś przynajmniej załatwić mi miejsce na Powązkach.
Masztalski oburzony, że teściowa tak źle o nim myśli, pojechał do Warszawy. Wraca na drugi dzień i oznajmia:
- Miejsce mosz załatwione!
- Nie może być! - cieszy się teściowa.
- Ino musisz się pospieszyć do środy, bo przepadnie.

Ludożercy szykują śniadanie dla króla. Zamierzają uwarzyć piękną blondynkę. Nagle przybiega sługa pałacowy Masztalski i woła od progu:
- Kucharze! Nasz pan, Wielka Żarłoczność, chce, coby śniodanie dać mu do lóżka, na surowo!...

Antek mioł taką babę co sie nigdy z nim nie wadziła. Umiała wszystko po dobroci zrobić. Roz też Antek wrócił z szychty a był pierońsko zły. Baba mu zaroz obiod dowo i przynosi naprzód zupę. Antek wonio, patrzy, żur z kartoflami, bez słowa wyciep talerz z zupą przez okno. Baba nic. Bez słowa przyrychtowała drugie danie: kotlet, kapustę i kartofle. Antkowi sie na ten widok oczy śmieją, bierze już widełkę do ręki a w tym baba bierze talerz i wyrzuca go przez okno.
- Ale babeczko, co ty robisz, taki fajny kotlet!
- Jakeś wyciep talerz toch myślała, że dziś chcesz obiadować w ogródku.

Jedna baba powadziła sie z mężem. We wieczór, kiedy sie jeszcze nie pogodzili, maż wziął kartkę i napisoł: "staro obudź mie o piątej rano". Rano obudził sie o siódmej. Już chcioł ryknąć na baba. Naroz widzi na stole kartkę. "Stary, wstowej, już pięć".

- Ty, Francek! Chodzisz to jeszcze z tą Maryjką od Matlorzów?
- Nie, już nie chodzę.
- No to mosz szczęście, boch sie wczoraj takich rzeczy o niej dowiedzioł, żebyś ani nie uwierzył. A po jakiemu już z nią nie chodzisz?
- Boch sie z nią ożenił.

<< poprzednie 0 1 2 3 4 5 6 następne >>