Staremu ¯ydowi Saulowi przysz³o umieraæ. ¯al mu by³o wielce zostawiaæ na ¶wiecie ma³ego jeszcze syna,
który dopiero co nauczy³ siê chodziæ. Saul pos³a³ wiêc po rabina, a kiedy ten przyszed³, po¿ali³ mu siê na swój los:
- Rabbi, umrê i nawet nie bêdê wiedzia³ na kogo wyro¶nie mój syn.
Rabin na to:
- Jest na to rada, panie Saul. Po³ó¿ pan na stoliku w pustym pokoju butelkê wódki, pieni±dze i Torê.
Wpu¶æ syna do pokoju i bacz uwa¿nie, czego siê dotknie. Je¶li wódki, znaczy wyro¶nie na hulakê i pijaka.
Je¿eli pieniêdzy - wyro¶nie na cz³owieka z g³ow± do interesu i maj±tku siê dorobi.
Je¿eli za¶ we¼mie Torê - na mê¿a bogobojnego i ¶wiêtego siê zapowiada.
Saul uczyni³ wszystko wed³ug s³ów rabina. Ch³opczyk wszed³ do pokoju i zgarn±³ wszystkie trzy rzeczy na raz w swoje objêcia.
Zafrasowany Saul pos³a³ znowu po rabina. Kiedy ten nadszed³ Saul opowiedzia³ mu wszysto i zapyta³:
- Co ty na to, rebe? Na kogo wyro¶nie mój syn, skoro dotkn±³ siê i wódki i pieniêdzy i Tory?
Rabin na to:
- Aj waj, to z niego na pewno bêdzie katolicki ksi±dz!!

Idzie ¯ó³tko ulic± szukaj±c zak³adu zegramistrzowskiego. Nagle patrzy: sporej wielko¶ci budynek z wywieszonym ogromnym zegarem w witrynie. Wchodzi, podchodzi do faceta stoj±cego za lad± i mówi:
- Dzieñ dobry.
- Dzieñ dobry.
- Chcia³bym zreperowaæ zegarek.
- A co mnie to obchodzi?
- To nie jest zak³ad zegarmistrzowski?
- Nie. To jest burdel.
- To czemu pan wywiesi³ zegar w witrynie?
- A co mia³em wywiesiæ?

Przychodzi do spowiedzi bardzo zawstydzony facet:
- Proszê ksiêdza, oszuka³em ¯yda, czy to grzech?
- Nie, synu, to cud.

Wchodzi staruszek do konfesjona³u i nawija:
- Mam 92 lata. Mam wspania³± ¿onê, która ma 70 lat. Mam dzieci, wnuki i prawnuki. Wczoraj podwozi³em samochodem trzy nastolatki, zatrzymali¶my siê w motelu i uprawia³em seks z wszystkimi trzema...
- Czy ¿a³ujesz, synu, tego grzechu?
- Jakiego grzechu?
- Co z ciebie za katolik?
- Jestem ¿ydem...
- To czemu mi to wszystko opowiadasz?
- Wszystkim opowiadam!

O¿eni³ siê m³ody ¯yd. Po nocy po¶lubnej przychodzi do rabina i mówi:
- Rabbi, nie wchodzi.
- A masli³ Ty? - pyta zafrasowany rabin.
- Nie masli³.
- Tu czym prêdzej namaslij!
Na drugi dzieñ ¯yd ponownie przychodzi do rabina i mówi:
- Rabbi, nie wchodzi!
- A masli³ Ty?
- Masli³!
- A smalczi³ Ty?
- Nie smalczi³.
- To nasmalczij!
Przychodzi na trzeci dzieñ i mówi:
- Rabbi, nie wchodzi!
- A masli³ Ty?
- Masli³!
- A smalczi³ Ty?
- Smalczi³!
- A do szklanki z olejem Ty wk³ada³?
- Nie wk³ada³.
- To w³ó¿!!
W koñcu przychodzi na czwarty dzieñ i mówi:
- Rabbi, nie wchodzi!!!
- A masli³ Ty?
- Masli³!
- A smalczi³ Ty?
- Smalczi³!
- A do szklanki z olejem Ty wk³ada³?
- Nie wchodzi!

- Rebe, czy ¯yd mo¿e siê ogoliæ?
- Nie, synu. Talmud mówi, ¿e nie wolno dotykaæ skóry ludzkiej ostrzem.
- To czemu ty Rebe jeste¶ ogolony?
- Widzisz, synu, ja siê o to nikogo nie pyta³em.

Dawno temu rosyjski ¯yd odwiedzi³ swoj± rodzinê w Izraelu. Przed powrotem do do Krainy Sierpa i M³ota umówi³ siê z nimi, ¿e listy pisane przez niego niebieskim atramentem bêd± oznacza³y, ¿e wszystko w porz±dku, a te pisane zielonym oznaczaæ bêd±, ¿e ma problemy lecz boi siê o nich pisaæ.
Pierwszy list przychodzi do Izraela ju¿ po paru tygodniach i jest napisany ... niebieskim atramentem. Pierwsze zdanie brzmi:
"- ¯yje siê tu wspaniale, niczego nam nie brakuje i wszystko mo¿na kupiæ. No mo¿e za wyj±tkiem zielonego atramentu..."

- Panie Lippa! - oburza sie bankier. - Jak pan ¶mie o¶wiadczaæ siê mojej córce?! Pan nie masz ani interesu, ani pieniedzy,ani nawet posady!
- Tak... ale mam widoki...
- Co? Widoki? W takim razie panu potrzebna lornetka, a nie moja córka!

W 1968 roku centrala handlu zagranicznego w Warszawie, chc±c siê pozbyæ towarzysza Rozencwajga, wys³a³a go do Rzymu z poleceniem s³u¿bowym, aby za³atwi³ tam eksport polskiego makaronu do W³och. Po trzech dniach Rozencwajg wraca z podpisanym kontraktem. Wobec tego wysy³aj± go do Pary¿a z poleceniem, aby za³atwi³ eksport polskich perfum do Francji. Rozencwajg po dwóch dniach wraca ze wspania³ym kontraktem. Zrozpaczona dyrekcja wysy³a go do Pekinu, aby za³atwi³ eksport polskiego ry¿u do Chin. po tygodniu telefonuj±.
"Dlaczego tak d³ugo, towarzyszu Rozencwajg?"
"Co znaczy d³ugo? Czy ja mogê tak ze ¶rody na czwartek znale¼æ w Chinach jednego z naszych?"

Mosze, a sk±d ty masz taki ³adny zegarek?
- Podoba siê, co? Tate mi sprzeda³ jak umiera³.

Hersz dowiedzia³ siê, ¿e ¿ona zdradza go ze jego wspólnikiem Dawidem. Nie daje wiary tej bzdurnej w jego mniemaniu pog³osce, ale pewnego dnia zastaje swego przyjaciela w objêciach niezbyt urodziwej ma³¿onki.
Na ten widok zaczyna krzyczeæ:
-Stuknij siê w ³eb, ty g³upcze! Ja muszê - ale ty?!

Dzie³ko Tuwima:

NOC PO¦LUBNA

Osoby: M±¿ i ¯ona

(M±¿ i ¯ona. Skromna, ale od¶wiêtnie sprz±tniêta sypialnia w ma³ym mieszkaniu drobnomieszczañskim. Przez chwilê pusta, potem wchodzi ¯ona w welonie, bia³ej sukni, za ni± zawstydzony M±¿).

¯ONA: I oto nasze gniazdko, drogi Izaaku. Daj Bo¿e, ¿eby¶my byli w nim szczê¶liwi.
M·¯: Dlaczego nie? Daj Bo¿e. (siada w kapeluszu przy stole, patrzy nieruchomo w jeden punkt)
¯ONA: Co co¶ tak jestem smutny, Izaaku?
M·¯: Smutny? Nie. Dlaczego smutny? Trochê zmêczony, trochê pi³em.
¯ONA: Ale ty nie bêdziesz piæ, prawda, Izaaku? No, obiecaj ¿once?
M·¯: Mogê nie piæ. Dlaczego nie? Proszê ciê
usiadaj.
¯ONA: I tak bêdziemy siedzieæ?
M·¯: Mo¿na siedzieæ, mo¿na pochodziæ. Wszystko jedno.
¯ONA: Oczutki moje. Nosek kochany. Kochasz swoj± Dorciê?
M·¯: (u¶miecha siê zawstydzony) Co za pytanie. Naturalnie. Dlaczego nie?
¯ONA: Wiesz co? Ja tak my¶lê, ¿e my sobie urz±dzimy piêkne ¿ycie. Wiadomo ci wszak, i¿ na inteligencji mnie nie zbywa, wiêc ja chcia³am i ciebie wci±gn±æ w wy¿sze zainteresowania.
M·¯: Dlaczego nie? Jak bêdê mia³ czas... Jutro nie mogê. Muszê skoñczyæ frak dla Szmulsona... tu z przeciwka, spodnie prasowaæ...
¯ONA: Mi³y dzieciaku. Lubiê ciê za tê prostotê... Poca³uj swoj± pani±. Mocniej. Jeszcze mocniej. I ju¿ odchodzisz?
M·¯: Ja nie odchodzê. Ja tu mieszkam.
¯ONA: Ale przytul. To przecie¿ nasza noc po¶lubna. Gody.
M·¯ : (chce wstaæ) Sodowa, czy zwyczajna?
¯ONA: Nie. Nie wody. Gody weselne, mówiê.
M·¯: A u Szpilcwajga to muszê byæ o ósmej rano mierzyæ...
¯ONA: Niedobry¶ Izaaku. Móg³by¶ wszak o tym dzi¶ nie my¶leæ.
M·¯: Dlaczego nie? To o czym ja mam my¶leæ? Krawiec jestem, to mój fach, a Szpilcwajg klient.
¯ONA: Wiesz, czyta³am ongi¶ pewne dzie³o "Mi³o¶æ w naturze". Tam w³a¶nie opowiedziano jaka to potêga. Opowiedziano i o zbli¿eniu cia³... o misterium powiedziano.
M·¯: Czy ja mogê siê zbli¿yæ do misterium? Ja muszê szyæ, ¿eby ¿yæ. To jak twój tatunio ma daæ dwa tysi±ce z³otych, to bêdê móg³ kupiæ parê sztuk towaru i sp³aciæ Cukiersteina d³ug. Co ja wiêcej wiem? .
¯ONA: Nie wiesz, co kochaæ znaczy?
M·¯: Dlaczego, nie wiem? Wiem. Ja bardzo lubiê kochaæ.
¯ONA: No to chod¼. Chod¼. We¼ mnie wszak raz w swoje ramiona.
M·¯: I to jeszcze tatunio powiedzia³, ¿e da mieszkanie na Solnej to pracowniê mo¿na wiêksz± zrobiæ. To wzi±³bym dwa czeladniki... dlaczego nie? Zaraz obstalunki wiêcej, i wszystko.
¯ONA: Przestañ, Izaaku. Tutaj mnie kochaj, tutaj w naszym gniazdku. Ty tatuniowi nie wierz. Ty nie znasz tatunia. ¯adnego mieszkania na Solnej nie bêdzie. Chod¼, poca³uj mnie w usta, jedyny.
M·¯: Nie mo¿e byæ, ¿eby nie by³o na Solnej. Tatunio obieca³. A jak ja oddawa³em swoj± krawieck± pracowniê na nasz± sypialniê, to ja w kuchni muszê szyæ. To ja nie mogê.
¯ONA: Poca³uj wszak¿e. Ale nie... czekaj Izaaku. Ja muszê ci co¶ wyznaæ... Ja jestem zbytnio uczciwa, a¿ebym nie wyzna³a tobie... Mê¿usiu s³uchaj...
M·¯: Gdzie ja siê w kuchni podziejê? Dlaczego? Jak siê ju¿ zakocha³em w panienkê, co ma 41 lat, to dlaczego ja mam w kuchni?
¯ONA: Izaaku, nie rañ moje serce z t± chronologi±. Ja ci co¶ chcê wszak o¶wiadczyæ - ja by³am niegdy¶ uwiedzion±... ale to by³o wbrew, nawet w obie brwi mojej woli... to by³ brutalny gwa³t, Izaaku. Lecz ty mi wybaczysz wszak.
M·¯: Dlaczego nie? Wybaczyæ mogê, ale to nie jest przyjemne. Dorcia, kto to by³?
¯ONA: Nie wiem, .Izaaku. Tatunio go szuka. Trzech ju¿ ma. Wybacz.
M·¯: Ich to tatunio szuka. A jak mnie mia³ daæ piêæset z³otych zaliczki, to mnie oszuka³. No, ale przecie¿ te dwa tysi±ce z³otych to da: Obieca³. To kupiê parê sztuk towaru i Cukiersteina sp³acê...
¯ONA: Nie martw siê, nie trap, mój jedyny ty. Zaczniemy nowe piêkne ¿ycie... Czy lubisz dzieci, Izaaku?
M·¯: Dlaczego nie? Bez dzieci smutno. Dzieci siê ¶miej±, to jest weso³o.
¯ONA: Wiêc pos³uchaj ¿oneczki, kochanie. Dzieci przyjad±. Teraz, kiedy ju¿ mamy gniazdko, bêdziemy z dzieæmi razem... Napiszê...
M·¯: Które dzieci, Dorciu?
¯ONA: Wybaczy³e¶ mi ju¿ przecie¿, ¿e nie jestem wszak panienka. Wypij kielich goryczy do dna u cioci s± moje dzieci, trzy dziewczynki, Izaaku, i ch³opczyk jeden.
M·¯: Dlaczego nie? Niech przyjad±. Ale to nie jest dobrze. To jest nawet bardzo niedobrze. Tutaj bêd± te dzieci? A kto ich da je¶æ?
¯ONA: Je¿eli na nas dwojga starczy, Izaaku, to i dla sze¶ciorga siê znajdzie k±sek...
M·¯: Mo¿e siê znajdzie, mo¿e nie. Sk±d ja wiem? Ale to bardzo nieprzyjemne, ¿e ja w kuchni, a cztery dzieci przyjd±. Jak ja ju¿ siê zakocha³em w panienkê, co ma 41 lat, to jeszcze na jej cudze dzieci harowaæ? Ale: trudno, Dorcia. Co robiæ?
¯ONA: A teraz wszystko twoje. Ca³uj, pie¶æ. We¼ mnie, Izaaku.
M·¯: Dlaczego nie? Mogê wzi±æ. Jak tatunio da te dwa tysi±ce i zap³acê Cukiersteina, i towar kupiê, to bêdzie l¿ej. Dzieci te¿ co¶ potrzebuj±. A kiedy tatunio da, Dorcia?
¯ONA: Nie mów o tym - ja jestem ca³a twoja ja tak p³onê - a ty o jakich¶ pieni±dzach. Ty w ogóle przestañ o tym my¶leæ. Ty nie znasz tatunia. Obieca³, ale nie da. Nie licz na to, Izaaku. Noc jest nasza. Chod¼.
M·¯: (os³upia³y po pauzie) Nie da? Dlaczego nie da? Zakocha³em siê w panienkê 41 lat... i na Solnej nie bêdzie mieszkania... i ja muszê w kuchni... i cztery dzieci przyjad±... i jeszcze dwa tysi±ce ty¿ nie da? I nie zap³acê Cukiersteina? I towaru nie kupiê? To co ja mam robiæ, Dorcia? (p³acze)
¯ONA: Tutaj masz i¶æ, Izaaku... ca³owaæ... tuliæ, obj±æ... zaczniemy nowe, piêkne ¿ycie... Pójd¼.
M·¯: (zdejmuje smoking, pólkoszulek, zostaje w kapeluszu, rozbiera siê w dalszym ci±gu i mówi przez ³zy) Dlaczego nie? Ju¿ idê. Tylko pamiêtaj obud¼ mnie przed siódm±... muszê spodnie z przeciwka wyprasowaæ i o ósmej byæ u Szpilcwajga.

Szadchen swata m³odziencowi posa¿n± pannê.
Ten sie wzbrania:
- Przecie¿ ona jest na pó³ ¶lepa!
- Pomy¶l tylko - nie bêdziesz musia³ niczego przed ni± ukrywaæ.
- Ale ona jest prawie g³ucha!
- Pomy¶l tylko - ona nie us³yszy twoich przekleñstw...
- Kuleje na jedna nogê!
- Tylko pomy¶l - ona nie bêdzie za tob± ³azi³a krok w krok...
- No i ma garba!
- Oj, m³ody cz³owieku, bad¼¿e sprawiedliwy! Przecie¿ jedn± wadê to ona mo¿e mieæ!

Mosze! Ubezpieczy³em sklep od po¿aru, kradzie¿y i gradobicia!
- Aj waj! A gradobicie, to jak zrobisz?

Mosze zaprosi³ na randkê swoj± przyjació³kê, Salcie. Spaceruj± po mie¶cie i w pewnym momencie mijaj± eleganck± restauracjê.
- Ach, jakie smakowite zapachy... - wzdycha dziewczyna.
- Podoba ci siê? - Mosiek na to. - Je¶li tak, to mo¿emy przej¶æ siê têdy jeszcze raz.

<< poprzednie 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 nastêpne >>